9 kwietnia 2009

Korwin-Mikke sam w domu

Stało się. Słowo gej nabrało – w krajach normalnych – obelżywego znaczenia. Z taką tezą wyszedł Janusz Korwin – Mikke na swoim oficjalnym blogu. Autor poszedł za ciosem: podzielił mapę Europy na kraje normalne, które nie tolerują głosów homoseksualistów oraz zboczone, czyli te przychylne mniejszościom LGBT.

Ze zdumieniem czytałem myśli Pana Korwina – Mikke. Nazwanie gejów faszystami, wprowadzenie podziału na gejów i homosiów, czy choćby deprecjonowanie krajów uznających prawa mniejszości, nie przystoi tak doświadczonemu politykowi.

Powielane przez niego tezy są schematyczne, nie wnoszą zupełnie nic do tematu, a są ubrane jedynie w co bardziej prowokujące słowa. Co ciekawe, autor bloga atakuje jedynie gejów; odmawia im wszelkich praw, by ostatecznie uznać określenie gej za obraźliwe. Nie dostrzega on obecności lesbijek, biseksualistów czy transseksualistów w dyskursie społeczno – obyczajowym.Toleruje tylko i wyłącznie homosiów,którzy zgodnie z jego myślą głęboko skrywają swoją seksualność, poddając się patriarchalnej kulturze i wychowaniu.

Janusz Korwin – Mikke wybrał pracę u podstaw. Nie próbuje nawet odnieść się do spraw, które obecnie wywołują największe dyskusje, takich jak legalizacja związków partnerskich czy umożliwienie adopcji parom tej samej płci. Próbuje on walczyć z podstawowymi wartościami,które zdobywają coraz szersze zrozumienie w Europie, w tym – powoli, ale jednak – również w Polsce. Jego komentarze nie są poparte żadnymi argumentami, ukazują jedynie skrajną homofobię i nienawiść do mniejszości.

Dyskusje – a wraz z nimi różne podejścia do tematu – są potrzebne. Ale nauczmy się kultury i szacunku.Starajmy się odpowiednie dać rzeczy słowo, zachowując przy tym rozsądek.Ustalanie granic norm opierając się jedynie na własnych uprzedzeniach mija się z celem.

Patrząc na poczynania tego polityka przypomina mi się filmowa postać Kevina, który będąc sam w domu narobił mnóstwo szumu. Analogia jest o tyle widoczna, że to już nie pierwszy szum zrobiony przez Pana Korwina Mikke. Obawiam się, że nie ostatnia. Obu bohaterów łączy coś jeszcze: obaj, łapiąc się wszystkiego, co popadnie, bez pardonu próbują z czymś walczyć. Ale Kevin jest dzieckiem, a Pan Korwin Mikke doświadczonym politykiem…

Panie Korwinie – Mikke! Cieszyfakt, że mówi Pan o tym, z czym się nie zgadza. A jeśli przy tym, następnym razem nie przekroczy Pan granic bezczelności i chamstwa, to życzę sobie, by nad Wisłą było więcej takich Korwinów – Mikke.

2 kwietnia 2009

Freszcie coś ciekawego!

Play Fresh miał być wszędzie – tak zapewniał operator przed rozpoczęciem kampanii reklamowej nowej oferty. Postacie żubra, kota Filemona czy porucznika Borewicza nie opuszczają nas ani na moment, zaś do slangu już przeszedł tekst: „zdziwiony, że nie reklamuję piwa?”. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że już dawno nie widziałem tak dobrej kampanii.

Internet, telewizja, prasa – gdzie by nie spojrzeć, widzimy bohaterów reklamy. I nie są to piękne panie, uśmiechnięci biznesmeni czy też wyidealizowane rodziny. Do skorzystania z nowego produktu Play namawiają nas postacie znane z zupełnie innych źródeł. Każda z nich w reklamie okazuje zdziwienie, że odbiorca nie zna jeszcze najnowszej oferty operatora. Bazując na popularności kampanii reklamowej znanego piwa, bajki czy też starego, polskiego serialu, Play idealnie wstrzelił się w oczekiwania ustalonego targetu. Ten zaś został ustalony na użytkowników telefonów komórkowych w wieku 20 – 34, która zresztą została uznana za najbardziej dochodową.

Szok, jakiego miał doznać odbiorca, przypomina mi w pewnym stopniu strategię, jaką swego czasu obrał operator sieci Heyah. Podobieństwa nie są jednak na tyle duże, by zastanawiać się nad utratą własnej marki i strategii. Wręcz odwrotnie: sądzę, że kampania Play Fresh odniesie wielki sukces. Zacznie być kojarzona bez względu na warunki, jakie operator stawia w ofercie. Z drugiej strony nie można też zarzucić reklamie przerostu formy nad treścią. W reklamie nie poznajemy szczegółów taryfy, a jedynie jesteśmy prowokowani do zapoznania się z nią na własną rękę.

Play wybił się z niszowego trendu na reklamowanie usług telekomunikacyjnych poprzez uśmiechnięte, wypieszczone postacie. Ustalił sobie jasne granice grupy docelowej i idealnie dostosował reklamę. Nie zaryzykował na wzbudzenie w odbiorcy kontrowersji, na zasadzie: nie ważne jak mówią, byle mówili. Odbiorca, zgodnie z założeniami, miał być w szoku, ale wywołującym uśmiech i pozytywne skojarzenia. I to się udało.

Trafnie dobrana gra słów w sloganach promujących produkt,ciekawy pomysł wykorzystania bohaterów reklamy oraz podparcie się na rozpoznawalności tychże bohaterów to świetna recepta na sukces. Szczerze gratuluję agencji Change Integrated, odpowiedzialnej za kreację kampanii. Gratuluję pomysłu i wykonania. Freszcie ciekawa kampania reklamowa.