22 maja 2009

Kto spotem wojuje...

Tego jeszcze nie było. Prawo i Sprawiedliwość wystosowało do władz Platformy Obywatelskiej prośbę o zgodę na wyemitowanie spotu wyborczego PO z 2007 roku. Za emisję reklamy, dzięki której – zdaniem Jacka Kurskiego – Platforma wygrała wybory, miałoby zapłacić właśnie PiS. Duet Kurski – Kamiński zaprezentował na konferencji prasowej pomysł, który ma przypomnieć wyborcom obietnice obecnego rządu. Mam nadzieję, że PO swego spotu się nie wstydzi – uściślił Michał Kamiński.

Spot reklamowy zapowiadał, że po objęciu władzy przez ekipę Tuska Polacy zaczną masowo wracać z emigracji, że poprawi się poziom bezpieczeństwa i kondycja służby zdrowia w Polsce. W ocenie posłów opozycji żadna z powyższych obietnic, mimo wygranych wyborów, nie spełniła się. Jedynym zaś wtrąceniem opozycyjnego obozu do spotu miałby być komentarz o źródle finansowania emisji spotu.

Riposta Grzegorza Dolniaka z Platformy, jakoby taka prośba, to wyraz biedy intelektualnej po stronie PiS, nie jest dla mnie żadnym argumentem, a raczej rozpaczliwą próbą odbicia piłeczki. Dotychczas to partia prezesa Kaczyńskiego wydawała mi się być krzykliwą, momentami nawet histeryczną. Tym razem karta się odwróciła.

Pomysł PiS uważam za genialny. Kwestia wywiązania się PO z przedwyborczych obietnic, na obecny moment, jest dyskusyjna – choć nie w każdym przypadku z powodu nieudolności rządu. PiS jednak nie chce wdawać się w szczegóły bo zdaje sobie sprawę z faktu, że część obietnic nie została spełniona z przyczyn niezależnych od ekipy Tuska. Ale tego partia Kaczyńskiego nie zamierza wyborcom uświadamiać. Emisja spotu konkurencji nie jest ani niegrzeczna, ani krzykliwa,do czego nas przyzwyczaili działacze największej opozycyjnej partii. Jest to bardzo trafny pomysł; wykorzystanie niejako broni Tuska przeciwko niemu. Dodatkowo, idealnie wyważony zabieg erystyczny, sugerujący, że PO nie powinna się wstydzić własnej reklamy i składanych obietnic. Wszystko to składa się na porządnie przemyślaną i solidnie zorganizowaną nagonkę na rząd Tuska.

PiS powiedziało „szach”. Co na to Donek? Myślę, że premier ma teraz nie lada problem. Nie przewidział takiego ruchu na politycznej szachownicy. Czy uda mu się uciec z zastawionych sideł cało? Czy może konieczne okaże się poświęcenie jakiejś figury? Ból głowy towarzyszący rozważaniom będzie narastał z każdym dniem; zwłoka nie jest wskazana. Tusk już wychodził z opresji grą na czas,wstrzymując się od komentarzy. Tym razem to nie przejdzie. Jedno jest pewne. Kaczyński wsadził kij w mrowisko. Z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń.

15 maja 2009

Tym razem nie musi - ale chce!

A ja Lecha Wałęsę staram się zrozumieć. Rozgłos wokół byłego prezydenta nie cichnie od kilku tygodni; cała Polska (i nie tylko!) dyskutuje, czy Wałęsa zrobił dobrze współpracując z partią Libertas, czy też nie. Co ciekawe, ile osób, tyle zdań – również na temat słowa, którym można określić sojusz Wałęsa – Libertas. Niektórzy mówią, że legendarny przywódca Solidarności się sprzedał, że rozmienił się na drobne, inni zaś, że promuje samego siebie, że to próba powrotu do polityki.

Niewątpliwie były prezydent jest na ustach wszystkich. Mimo kontrowersji, które budzi udział w zjazdach partii – ja go rozumiem. Nawet jeśli zrobił to tylko dla pieniędzy –miał do tego prawo. Przemówienie na zjeździe partii nie jest równoznaczne ze sprzedaniem się. Wałęsa zawsze powtarzał, że chce rozmawiać ze wszystkimi. I dlatego w kraju popiera PO, a współpracuje z Libertas. To nie jest żadna dwulicowość, o której huczą znamienici komentatorzy i felietoniści.

Dla żywej legendy nie ma chyba też niczego gorszego od bycia maskotką, która nie ma żadnej mocy sprawczej ani wpływu na otaczającą rzeczywistość. I tak było w przypadku Wałęsy. Był, jest i będzie symbolem, nie tylko dla nas, ale i dla całej Europy. I, mimo zapewnień, że jest gotów jeszcze uprawiać aktywną politykę; że chce coś zdziałać – nikt nie traktował go poważnie. To kolejny powód, dla którego mezalians z Libertas uważam za zrozumiały. Już teraz media nieśmiało snują domysły, że Declan Ganley, twórca kontrowersyjnej partii,namawia Wałęsę na ubieganie się o stanowisko prezydenta Unii Europejskiej.

Każdy z tych powodów miał znaczenie dla lidera Solidarności. W mniejszym lub większym stopniu, ale z pewnością każdy. Nie miejmy żalu do Lecha za to, że chciał zarobić. Ani tego, że chciał pokazać ludziom – ale i przede wszystkim sobie – że potrafi jeszcze być aktorem na politycznej scenie. To zwykłe ludzkie potrzeby.

I im dłużej o tym wszystkim myślę, tym bardziej popieram jego decyzję. A niech zrobi im na złość.Kaczyńskim, którzy go opluwali na oczach całej Polski. Tuskowi, który chciał go wykorzystać jako maskotkę i tym samym powiększyć swój elektorat. Palikotowi,który nie powstrzymał się od drwin i publicznego poniżenia. Niech udowodni wszystkim, którzy wieszali na nim koty, że jeszcze potrafi. Niech zrobi im na złość i pokaże, że tym razem nie musi,ale chce.