16 lutego 2011

Diagnoza po badaniu: agonia sondaży

Tak, właśnie tak. Każdy artykuł, czy to w mediach nowych czy tradycyjnych, poświęcony wynikom sondażu jest szeroko komentowany i interpretowany. Jest często wyznacznikiem kondycji danej partii, ale także jej wyborców. Zależne od zestawu cyferek są nie tylko dalsze działania polityków, ale i elektoratu. Słownik języka polskiego podaje, że sondaż to nic innego niż "badanie opinii publicznej". Otóż wydaje mi się, że definicja ta jest efektem, czasem sztywnego niestety, języka polskiego. Badanie bowiem, to dopiero powinno się odbyć. Masowe i obowiązkowe.

Jak okiem sięgnąć bowiem, a co regularnie potwierdzają medialne rewelacje, chorujemy. Jesteśmy zakażeni i uzależnieni. Chorzy do tego stopnia, że popadamy w agonię. A ta, jeśli dopada organizm opinii publicznej, jest wyjątkowo niebezpieczna. Wszystkiemu winne są, ochoczo zlecane, prowadzone i publikowane - sondaże (sic!).

Niejednokrotnie sam, pisząc różnej maści teksty, opierałem się na sondażowych wykresach. Niejednokrotnie poświęcałem im całe dyskusje i polemiki. Ale, szczerze mówiąc, po ostatnich (kolejnych zresztą) mam dosyć. Dochodzę do wniosku, że znakomita onegdaj metoda badań dziś powinna, czym prędzej zresztą, zostać odstawiona do lamusa. Sondaże nie są już odzwierciedleniem nastrojów i sympatii danej próbki, za to dostrzec można coraz większą ich zależność tak od wykonawcy, jak i zleceniodawcy. Tym samym sondy zamiast badaniem stają się elementem politycznego PR. A nie o to chodziło.

W pewnym stopniu (jak dużym, to każda i każdy z nas ocenić winien osobno) odpowiedzialni za to jesteśmy sami. Bez żadnego opamiętania dajemy się karmić zestawieniami i tabelami. I przykładów na to nie trzeba daleko szukać. Jeśli kurzem zapomnienia pokryły się nasze doświadczenia z czasów każdej kolejnej kampanii prezydenckiej czy parlamentarnej, można sięgnąć do dzisiejszych gazet. Nie tak dawno bowiem wielu komentatorów, w zależności od sympatii politycznych, załamywało ręce bądź wieszało psy na Platformie Obywatelskiej. Dziś największe redakcje informują, że sondażowa śmierć PO ogłoszona została przedwcześnie. Różnice w notowaniach poszczególnych partii sięgają niekiedy nawet kilkunastu punktów procentowych. Tym samym, poza ogólnym zamętem nie wnoszą one absolutnie nic.

Ponieważ nawet SJP mówi o sondażu jako o badaniu opinii publicznej - proponuję rozdzielić dwie kwestie: wyniki sondaży niech będą stanowić badanie partii, a interpretacja - badanie nas samych. Bo skoro mamy badanie opinii publicznej, konieczna jest również diagnoza. A ta, patrząc na nasze zaślepienie w mądrze wyglądające tabelki, nie rokuje dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz