2 marca 2011

Któraś Marto cierpiała rany

Od pamiętnych chwil, kiedy personalia córki zmarłego prezydenta Kaczyńskiego zaczęły pojawiać się w mediach, minęło już trochę czasu. Czasu na tyle wiele, bym w roboczych notesach miał napisanych kilka, poświęconych jej jedynie, tekstów. Tekstów, których to zresztą nigdy nie publikowałem, wstrzymując się w ostatniej chwili. Marta Kaczyńska jednak z uporem przedziera się przez strony gazet, materiały serwisów informacyjnych czy - to chyba największa ma bolączka - karty własnego bloga. Z tego wszystkiego, na co zwraca uwagę Gazeta Wyborcza, córce Lecha Kaczyńskiego brakuje czasu na... czytanie.

Niezwykły to i niespotykany zresztą dar, mówić coś o czymś - bez większego pojęcia. Umiejętność na tyle rzadka, że obrośnięta już nawet mchem mitologii. Ale to widocznie nie jest przeszkodą dla Marty Kaczyńskiej; potrafiła bowiem oczernić (sic) Władysława Bartoszewskiego po jego wypowiedziach, których wydawała się była nie znać. O tym incydencie rozpisują się dzisiejsze serwisy i gazety, ja nie muszę; nie za bardzo, szczerze powiedziawszy, mam nawet ochotę.

Ale postać Marty Kaczyńskiej intryguje rodzimą opinię publiczną oraz media bez mała. Co i raz słyszymy dyskusje poświęcone jej przyszłości, szczególnie politycznej. I choć wuj, wódz Prawa i Sprawiedliwości, stanowczo zaprzecza wszelkim tego pokroju doniesieniom - sądzę, że to kwestia czasu. Można nawet polemizować, czy bratanica prezesa PiS już nie zaczęła kariery w branży, ale odrzućmy na chwilę taki domysł.

Kwestią czasu wydaje mi się być oficjalny angaż Marty Kaczyńskiej  - mimo jej stanowczego "nie" w tej kwestii - w szeregi partii. Czas ten jest, w mojej opinii, uzależniony tylko i wyłącznie od rozwoju sytuacji w samym ugrupowaniu oraz od tempa rozkwitu medialnego samej zainteresowanej. Nie wierzę, że - gdy nadejdzie odpowiedni moment - nie wstąpi ona do PiS, ku nieskrywanej zapewnie uciesze elektoratu. Elektoratu nafaszerowanego martyrologią, która zaś ewoluuje w martarologię (sic!).

Zbliża się kampania, a, mimo przeróżnych znaków na niebie i ziemi, partia Kaczyńskiego nie ma podstaw do nadziei na zwycięstwo. Dlatego też martarologia będzie się intensyfikowała; podjudzany tłum wyborców oczekiwać będzie jej wstąpienia do PiS, niczym nadejścia zbawcy. Proszę mi wybaczyć te metafory, ale bez żadnej drwiny dostrzegam tu wyraźne analogie.

Martarologia będzie, w środowiskach pisowskich, rosła w potęgę, czy nam się to będzie podobało, czy też nie. Wtedy zaś wszyscy jej zwolennicy, na czele z Jarosławem Kaczyńskim i samą zainteresowaną sprzedadzą niezabliźnione jeszcze rany dla ratowania PiS. Szanowna Marto - nie wykorzystuj szacunku ludzi, którzy cenili Twojego ojca.

4 komentarze:

  1. MARAROLOGIA ładnie powiedziane :-) Największym balastem dla Marty K. może się stać mąż, do którego już chyba na dobre dobrali się dziennikarze. A on sam zapomniał chyba, że nie da się łączyć ciemnych interesów z byciem na świeczniku. Trzeba wybrać jedno, albo drugie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Bartqu!
    Choć serce nie sługa, to przeszłość pana Dubienieckiego może faktycznie być balastem - tak dla samej Marty Kaczyńskiej, jak i całej martarologii. Swoją drogą to ciekawe, i o czymś świadczy: media i komentatorzy grzebią w jego przeszłości, a jej - przyszłości.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że ja tak trochę obyczajowo, ale Marta też ma przeszłość, co już analizowali niektórzy dziennikarze. Jeśli to prawda z tym starszym dzieckiem, a także z tym, jak potraktowała pierwszego męża, to charakter ma po prostu zimny i podły.

    OdpowiedzUsuń
  4. W tylko jednym ,jedynym zgadzam sie z Jarosławem Kaczyńskim. Marta niech zajmie się wychowywaniem dzieci.

    OdpowiedzUsuń