24 stycznia 2010

Mroźny miecz Damoklesa

Chłodna to będzie refleksja, toć i za oknem mróz mamy. Mróz nie byle jaki. Rok w rok, na przestrzeni grudnia i stycznia, drżymy. Nie tylko z siarczystych mrozów, ale również z obawy przed katastrofą energetyczną, która wisi nad nami nieubłaganie.

Pociągi kursujące między stolicami; dawną a obecną, jeżdżą z kilkugodzinnymi opóźnieniami. Lokalne pociągi z Warszawy do sąsiednich miejscowości kursują z opóźnieniami rzędu kilkudziesięciu minut. Trakcje energetyczne są przeciążone; dochodzi do drobnych usterek i wielkich awarii.

Linie wysokiego napięcia trzeszczą, nie od prądu lecz od mrozu, zaś słupy energetyczne łamią się pod ciężarem zalegającego śniegu. I co roku to samo; każda zima poza Bożym Narodzeniem, poza noworocznymi postanowieniami, kojarzy nam się z wizją energetycznej klęski. I, co już stało się niemal tradycją, rok w rok w tej kwestii nic się nie zmienia.

Żeby głośno mówić o zagrożeniu, jakie niesie ze sobą zalegający śnieg na dachach, potrzebna była tragedia w Katowicach z 2006 roku. A co musi się stać, by usłyszeć od władz kraju cokolwiek na temat modernizacji sieci energetycznych? Mam wrażenie, że kolejne rządy bagatelizują problem; zdają się po cichu liczyć, że tragedia ominie ich kadencję. Wszyscy uparcie starają się nie dostrzegać, że naszej energetyce latek przybywa, i większość z konstrukcji wymaga natychmiastowej modernizacji bądź nawet całkowitej wymiany na nowe.

Wyobraźmy sobie przez chwilę taką sytuację. Trakcje energetyczne, maszty i linie wysokiego napięcia padają jedna za drugą. Prądu nie ma tygodniami. Ale o czym ja mówię, taki opis niedostatecznie działa na wyobraźnię.
To może poddajmy się kilkugodzinnemu testowi. Wyłączmy ogrzewanie w domu, zgaśmy telewizor, pralkę i lodówkę. Zapomnijmy o ciepłej wodzie. Wyrzućmy telefon komórkowy, laptopa, suszarki, prostownice, żyrandole, lampki i tak dalej i tak dalej.

Ubrani w kilka par bluz, swetrów, nakrywamy się jeszcze kocem. Z ust wydobywa się para. Żywność z rozmrożonej lodówki psuje się na naszych oczach. Gotowe napoje z butelek, które posiadamy na strychu szybko się kończą, a o gotowanej herbacie możemy zapomnieć. Nie wiemy co się dzieje u rodziny, przyjaciół; wszak nie mamy jak się z nimi skontaktować. Nadchodzi wieczór. Temperatura spada nawet do minus trzydziestu stopni Celsjusza. Ile tak wytrzymamy?

Wielu z nas jedynie kilka godzin. Panie Premierze, to tylko kilka godzin. Nie życzę nikomu, by został zmuszony do odliczania. Zacznijmy robić coś już teraz, nim mroźny miecz Damoklesa spadnie na nasze głowy z wielkim hukiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz