10 grudnia 2010

Dieta dla Jacka Kurskiego, cud dla mnie

Już napisałem. Napisałem ten tekst. Skomentowałem z tak jaskrawą drwiną, na jaką tylko przyzwala mi przyzwoitość przed dwudziestą trzecią. Zastanawiacie się, po co ten idiotyczny wstęp? Otóż, jak pisze Adam Wawrzyński na wyborcza.pl, "Okazuje się (...), że istnieje sposób, dzięki któremu możemy zapanować nad przemożną chęcią sięgnięcia po kolejną przekąskę. Wystarczy jedynie... wyobrazić sobie, że już ją zjedliśmy." Logicznie rzecz biorąc, sposób ten możemy stosować także do innych czynności, nie tylko do jedzenia! I przyznaję - chciałem użyć powyższej metody, by nie opublikować cholernie ironicznego tekstu; takiego, który aż mnie samego bawił i gorszył momentami. Bowiem w jego treść uwikłany był... Jacek Kurski.

"Gdzie tu jest haczyk? Nie ma takiego. To naprawdę działa - przekonują naukowcy z Carnegie Mellon University w Pittsburghu." Tym bardziej właśnie artykuł powinien zostać zadedykowany bulterierowi Prawa i Sprawiedliwości. Bo, choć nie ma w nim haków - które swego czasu towarzystwo bliskie J.K. ponoć bardzo lubiło - może stanowić antidotum dla polskiej polityki, niepozbawiając jednocześnie nikogo aspiracji czy planów.

Szanowny Jacku Kurski - i piszę już bez drwin; już się uspokoiłem - proszę rozważyć zastosowanie odkrycia naukowców z Pittsburgha. Ma Pan wyobraźnię rozbudowaną, jak mało kto w tym kraju - co niejednokrotnie Pan udowadniał. Z tego potencjału należałoby skorzystać, choć raz, w słusznej sprawie. Może warto - idąc tropem analogicznym do metody z tekstu Adama Wawrzyńskiego - aby spróbował Pan wyobrazić sobie siebie uprawiającego politykę?

Proszę usiąść, rozluźnić się i wziąć głęboki oddech. Proszę wyobrazić sobie, że pędzi Pan tym razem dwieście dwadzieścia, tuż za pojazdem uprzywilejowanym; że ucieka Pan od odpowiedzialności zasłaniając się immunitetem; że staje Pan przed kamerą i kąsa wszystkich dookoła, szczególnie tych, którzy nie są z Wami (potencjalnie - przeciw Wam!). Niech Pan unika odpowiedzi jakiejś dziennikarki czy jakiegoś dziennikarza i niech Pan dalej tłucze do znudzenia, że zima/śnieg/dopalacze/jakikolwiek rzeczownik funkcjonujący w języku polskim to kolejna porażka rządu Donalda Tuska czy też, że czuje się Pan upokorzony z jakiegokolwiek błahego powodu.

Niech Pan stale to powtarza; może być na głos, wszak jest Pan w pokoju sam. Z fotela można wstać dopiero w momencie, gdy przejdzie ochota na wyobrażaną czynność. W Pana przypadku - na uprawianie tak zwanej (bo trudno inaczej ją określić) polityki. Będzie miał Pan więcej czasu dla rodziny, dla własnych pasji. Z kolei ja - bądź co bądź wyborca - nie będę musiał się wstydzić. Pozostając jedynie (sic) w wyobrażeniu Pana kariery politycznej, zaoszczędzimy obaj: Pan czasu, ja - nerwów i zażenowania. Oto prawdziwa dieta cud!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz