28 kwietnia 2010

"Solidarni 2010" - Cyceronie, co ty na to?

O tempora, o mores! To niewiarygodne, co zrobiła publiczna telewizja. Program pierwszy Telewizji Polskiej wyemitował niemal dwugodzinny film agitujący do oddania głosu w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. Film dokumentalny Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego pt. Solidarni 2010 wywołał burzę.


Koncepcja filmu jest prosta: wykorzystanie tragedii smoleńskiej do oczernienia rządu i mediów, do „odkrycia” spisku Rosjan, koniec końców – do politycznej agitacji: głosowania na lidera Prawa i Sprawiedliwości w nadchodzących wyborach prezydenckich.

Pan Pospieszalski, wspaniały niegdyś gitarzysta Czerwonych Gitar, nabrał wiatru w żagle. Jeszcze w trakcie trwania żałoby narodowej bowiem (15 kwietnia br.) wyemitowano jego program pt. Warto rozmawiać, w którym to dziennikarz ewidentnie podpowiada swojemu rozmówcy, co ten ma powiedzieć.

Duet Stankiewicz – Pospieszalski ma najwyżej nie lada problem ze zrozumieniem etyki dziennikarskiej. Zaś emitująca film Telewizja Polska wypaczone pojęcie telewizji publicznej. Nie wierzę, że ludzie odpowiadający za włączenie filmu do ramówki nie byli świadomi treści, jakie są w nim zawarte. Doszukiwanie się spisku Rosjan, dyskredytowanie mediów czy obwinianie winą rządu Tuska za katastrofę smoleńską to niewyobrażalny skandal. Twórcy byli jednak na tyle sprytni, by wysłużyć się fanatykami spotkanymi na Krakowskim Przedmieściu – bowiem opinii Pospieszalskiego ani Stankiewicz, tym bardziej tak radykalnych, nie uraczysz.

Twórcy filmu stworzyli propagandową kompilację wypowiedzi prywatnych osób o jaskrawych poglądach, przedstawiając je za normę; za głos społeczeństwa, za głos nas wszystkich. Wykorzystali oni tragedię do gry politycznej; do zdyskredytowania politycznych przeciwników partii Jarosława Kaczyńskiego na zasadzie: nie jesteś z nami – jesteś przeciw nam. Pod naiwnym pretekstem pragnienia otwarcia wszystkim oczu na prawdę, aktywnie włączyli się do kampanii wyborczej kandydata PiSu. Przekaz bowiem jest zaskakująco prosty: "wszyscy są źli, tylko nie my. Pozostał jeden patriota, na którego powinniśmy oddać swój głos".

Wstyd mi za autorów filmu i za, a może przede wszystkim, Telewizję Polską. To żenujące, jak niski poziom zaprezentowała para twórców propagandowego materiału i publiczna telewizja. Dziennikarzom, mimo etykietki tzw. czwartej władzy, nie wolno wszystkiego. Cyceron przewraca się w grobie... Co za czasy! Co za obyczaje! Quousque tandem abutere, TVP, patientia nostra?

3 komentarze:

  1. po tym tekście, żałuję, że nie obejrzałam tego filmu...stanowczo muszę to nadrobić.
    poza tym, widzę, że łacina w liceum nie poszła w las :)
    Sucha

    OdpowiedzUsuń
  2. Nazywanie czegoś polityczną agitką jest sądem wartościującym, a nie opisem. W opisie powinieneś podać informację o selektywnym doborze faktów, oraz udowodnić, poprzez odwołanie do posiadanych dowodów (osobiste uczestnictwo na miejscu wydarzeń, wiarygodne relacje osób, alternatywne nagrania dokumentalne), że opis ten jest gigantycznym zniekształceniem. Inaczej twój sąd wartościujący jest pozbawiony podstaw, i to ty jesteś agitatorem (a precyzyjniej: powielaczem emocjonalno-intelektualnej mikstury dostarczonej przez kogoś innego).

    Nie piszę dla polemiki, ale dla Twojego pożytku. Bo cytujesz "Nie wierzę w bezstronne dziennikarstwo, nie wierzę w formalny obiektywizm. Dziennikarz nie może być obojętnym świadkiem, powinien posiadać zdolność, którą w psychologii nazywa się empatią... Tak zwane dziennikarstwo obiektywne jest niemożliwe w sytuacjach konfliktów. Próby obiektywizmu w takich sytuacjach prowadzą do dezinformacji", a potem wypisujesz takie głupoty jak powyżej. Skoro nie wierzysz w obiektywne dziennikarstwo, to daj Stankiewicz i Pospieszalskiemu żyć. Inaczej będziesz hipokrytą.

    Bye, bye

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi Anonimie,
    w tekście, który skomentowałaś bądź skomentowałeś, nie nawołuję przecież do powieszenia Stankiewicz i Pospieszalskiego. Ich to była wola, zrobić taki film a nie inny; umieścić w materiale jedynie takie opinie, a nie inne.

    Przyznaj: wierzysz, że w tamtych dniach, wszyscy przechadzający się Krakowskim Przedmieściem mieli tak radykalne poglądy? Otóż nie - byłem tam i słyszałem rozmowy ludzi. Wbrew pozorom ton wypowiedzi zaprezentowany przez Pospieszalskiego nie był jedynym tam obecnym. Słyszałem niejednokrotnie wypowiedzi zgoła inne od tych zaprezentowanych w filmie. Dlatego też uznaję, że mam prawo poddać krytyce autorów materiału.

    Może i jestem hipokrytą, nie wiem, nie mnie to oceniać. Ale ja - mając wiedzę na temat innego charakteru wypowiedzi ludzi tam zgromadzonych, nie nakręciłem stronniczego filmu.

    Poza tym, jak dobrze się wczytasz, drogi Anonimie, o wiele bardziej od treści filmu martwi mnie to, że został wyemitowany w primetimie TVP, czyli w telewizji ponoć publicznej.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń