16 czerwca 2010

Podkopy Komorowskiego

Wypowiedź Włodzimierza Cimoszewicza, jakoby miał zamiar oddać głos w wyborach prezydenckich na Bronisława Komorowskiego to z pewnością jedynie symbol. Symbol, który, choć nie niesie za sobą żadnych bezpośrednich korzyści kandydatowi Platformy Obywatelskiej, to w perspektywie czasu może okazać się decydującym o wyniku wyborów. Jeśli decyzję Cimoszewicza zestawić z wyborem nowego prezesa Narodowego Banku Polskiego, którym to został Marek Belka – dostrzec możemy ciekawą taktykę sztabu kandydata PO.
Do wyborów coraz bliżej; wszelkie media omawiają coraz to nowe sondaże, a kandydaci na najwymyślniejsze sposoby walczą o elektorat. Bronisław Komorowski znalazł dosyć ciekawy pomysł na zwiększenie szans wygranej w wyborach. Próbuje on bowiem otoczyć się… autorytetami lewicy. A takimi z pewnością są Marek Belka i Włodzimierz Cimoszewicz. Obaj byli związani i identyfikowani z Sojuszem Lewicy Demokratycznej; obaj znani i cieszący się wysokim zaufaniem i popularnością wśród społeczeństwa. Obaj, w ostatnim czasie, mniej lub bardziej skojarzeni z postacią Bronisława Komorowskiego.

Choć trudno powiedzieć, że Marek Belka włączył się w kampanię kandydata Platformy, to w świat poszła fama łącząca oba nazwiska; wszak to Komorowski zabiegał o powołanie prezesa NBP; to namaszczony tragedią smoleńską p.o. prezydenta przyczynił się do wielkiego powrotu Belki. Ten zaś, choć ostatnio było o nim cicho, nadal wzbudza zaufanie społeczeństwa. Nie da się nie zwrócić uwagi na fakt, iż Marek Belka był ściśle związany z polską lewicą w III RP; to właśnie tam zbudował swój autorytet i renomę.

Wkład Cimoszewicza w kampanię prezydencką jest bardziej bezpośredni; poparł on bowiem Bronisława Komorowskiego w wyścigu o prezydenturę mówiąc, że to właśnie na niego odda swój głos. Swoisty to policzek dla Grzegorza Napieralskiego, który miał prawo oczekiwać od Cimoszewicza większej solidarności ze środowiskiem lewicowym. Ale były wicepremier w rządzie Pawlaka jest obecnie senatorem niezależnym przez duże N.

Wniosek stąd bardzo kuszący: Bronisław Komorowski zastawia się autorytetami lewicy; a korzyść ma z tego dwojaką. Po pierwsze, wykorzystuje sondaże dające mu największe poparcie wśród wyborców i próbuje sprytnie przenieść część elektoratu lewicowego do swojej zagródki. Motywuje to przerażającą wizją ewentualnej prezydentury Jarosława Kaczyńskiego i przedstawia samego siebie jako jedynego, który może prezesa PiS od tej prezydentury odciągnąć.

Ale Komorowski chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – dosłownie! Trzeba pamiętać, że poszerzając krąg swoich wyborców o elektorat lewicy, zmniejsza też żniwo Grzegorza Napieralskiego. A ten zaś, jeśli wierzyć sondażom, jest póki co trzeci w wyścigu na fotel prezydenta i systematycznie poprawia swoje notowania. Sprytne to zagranie, nie ma co. Demonizując Kaczyńskiego zabiera elektorat Napieralskiego. Stare porzekadło mówi, że kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada. Czy w tym przypadku też tak będzie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz