23 lipca 2010

Powyborcze kontinuum lewicy

Gdzieś w tle ostatnich odcinków serialu posła Platformy Obywatelskiej umknęła opinii publicznej lewica. Medialny pojedynek Palikot vs Prawo i Sprawiedliwość sprawił, że żadna z partii politycznych, poza dwiema wiadomymi, nie znajduje większego zainteresowania dziennikarzy. Tymczasem w obozie Sojuszu Lewicy Demokratycznej rośnie napięcie między Grzegorzem Napieralskim a wewnątrzpartyjną opozycją.




Przewodniczący SLD w wywiadzie dla Polski The Times nawołuje Ryszarda Kalisza oraz Wojciecha Olejniczaka do podjęcia decyzji: albo nie przeszkadzacie, staracie się pomagać, albo odejdźcie, idźcie swoją drogą. Swoiste to upomnienie dla kolegów, ale też i przestroga dla innych - by nie wychodzili przed szereg. By krytykę stosowali jedynie wewnątrz partii. By w ten sposób przyczynili się do odbudowy lewicy.


Za argument ku takiemu rozwiązaniu Napieralski podaje swój wynik w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Trzynaście procent wszystkich oddanych głosów uznaje on za wartość, którą można niebawem pomnożyć. I jeśli mówi to szczerze, z przekonaniem - wszystko w porządku, przyznaję całkowitą rację. Napieralski skupił wokół siebie w czasie kampanii prezydenckiej spory elektorat i za wszelką cenę chce się zabezpieczyć przed jego utratą.


A to może spowodować publiczne powątpiewanie w słuszność i skuteczność działań Napieralskiego jako przewodniczącego SLD. Tej właśnie krytyce lider Sojuszu chce zapobiec przypominając, że choć sama w sobie jest pomocna, to wyrażana poza partią czyni więcej szkód niż korzyści.


Trochę to odważne posunięcie. Olejniczak i Kalisz to od dawna znane i lubiane twarze lewicy. Pierwszy - potencjalny kandydat na prezydenta Warszawy; młody ale z bogatym życiorysem. Drugi - od wielu lat wzbudzający pozytywne uczucia; z poczuciem humoru i dystansem do samego siebie; wielu widziało właśnie Kalisza jako kandydata na prezydenta z ramienia SLD.


To kolejny już element powyborczych porządków w polskiej lewicy. W takiej sytuacji zachowanie Grzegorza Napieralskiego można interpretować dwojako. Jedno, co mi przychodzi do głowy to wersja idealistyczna: facet naprawdę wierzy w to, co robi; ma pomysł i chce go zrealizować; chce faktycznie odbudować lewicę. A jako szef ma prawo oczekiwać od swoich ludzi publicznej solidarności.

Ale drugi scenariusz jest mniej optymistyczny. Może być bowiem też tak, że lider SLD obrósł w piórka po wyborach prezydenckich i stara się temperować wewnętrzną opozycję. Polska polityka zna przypadek (podejrzewam, że nie jeden i nie dwa) budowania własnego autorytetu, trzymania swoich ludzi krótko i żegnania się z nimi, gdy przekroczą niewidzialną linię popularności. Efektem takiej taktyki są dziwolągi pokroju IV RP.

Nie wyrokuję, który scenariusz jest bardziej prawdopodobny. Niebawem dowiemy się tego sami. Dziś bez puenty - dopisze ją Grzegorz Napieralski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz