29 listopada 2010

Komplementy WikiLeaks

O ilości i treściach dokumentów opublikowanych przez WikiLeaks mówią wszystkie media świata; analizują i doszukują się nazwisk, urzędów, powiązań. Dokumenty są obecnie masowo wertowane i, jak podejrzewam, wiele tygodni minie, nim ta medialna wrzawa ustanie. Ale przy całym tym zamieszaniu warto pamiętać, że to dopiero część materiałów gotowych do publikacji. WikiLeaks ogłosiło przecież, że dokumenty będą publikowane partiami. Jeżeli już dziś wyciek nazywany jest dyplomatycznym 11 września, to co będzie się działo po następnych przeciekach?

W opublikowanych materiałach jest niemal tysiąc dokumentów z Polski. Nie mają one specjalnego znaczenia, a na pewno nie zwrócą większej uwagi od tych z Waszyngtonu czy Londynu, bo i tych wszak jest najwięcej. Premier Donald Tusk, jako jeden z nielicznych polityków, próbował nawet delikatnie zbagatelizować wyciek. Zasugerował, że niektóre informacje możemy odbierać nawet jako komplementy. Czy Tusk zastanawia się jednak, co może znaleźć się w następnych publikacjach?

Choć głównym bohaterem materiałów WikiLeaks wydają się być Stany Zjednoczone, to dyplomatyczna klęska może już niedługo dotyczyć również Polski. Nie od wczoraj bowiem pukamy do drzwi domu Wuja Sama i prosimy, by nas wpuścił. Od lat postrzegamy administrację amerykańską jako potencjalnego przyjaciela i gwaranta bezpieczeństwa. Gdy Bush planował dać nam tarczę antyrakietową, aż przebieraliśmy nogami; gdy potrzebował wojsk do załatwiania prywatnych interesów w Afganistanie i Iraku, również popędziliśmy czym prędzej.

Ale niejeden wątek naszej jednostronnej przyjaźni z Amerykanami nie został jeszcze wyjaśniony - choćby regularnie komentowane pogłoski o utworzonych na terenie Polski tajnych więzieniach CIA. Jeżeli przy kolejnym wycieku takie plotki znalazłyby potwierdzenie, byłoby to równe z nadejściem sądu ostatecznego dla czołowych polskich polityków.

Internauci zwracają również uwagę, że spośród wszystkich opublikowanych dokumentów dotyczących w mniejszym lub większym stopniu Polski, zdecydowana większość pochodzi z lat 2005-2009. W przeciwieństwie do nich, w wycieku nie ma na przykład treści dokumentów z 2010 roku. To pytanie pozostawiam jeszcze bez odpowiedzi, choć wydaje mi się, że jest to po prostu konsekwencja podziału wszystkich materiałów na części.

Myślę, że takiego wydarzenia nie należy w żaden sposób bagatelizować, a tym bardziej przeinaczać jego znaczenia. Już niebawem może bowiem się okazać, że to, co jeszcze przed chwilą było komplementem, teraz zdyskredytuje  wielu czołowych polskich polityków. Zwłaszcza w sytuacji, gdy niemało wątków międzynarodowej współpracy jest pogmatwanych a wiele plotek - niewyjaśnionych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz