8 grudnia 2010

Jakaś doktryna TEGO Sikorskiego

Osławiona dziś "doktryna Sikorskiego" ujawniła ni mniej, ni więcej niż to, że polski rząd wystraszył się własnych zapędów względem Rosji. Wiele mediów w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin komplementuje drużynę Tuska, nazywając ją ważnym partnerem Rosji, strategicznym sąsiadem, Polskę zaś uznając za naczelnego mediatora w dialogu między Putinem a resztą świata. Wszystko to jednak puste epitety - choć wywołujące rumieniec na licach Sikorskiego czy Tuska.

Doniesienia WikiLeaks wzbudziły niemałe zamieszanie - jak podejrzewam, nie tylko w mediach. Okazuje się bowiem, że począwszy od emitowanego publicznie serialu pt. "Tarcza antyrakietowa w Polsce" na casusie wojny w Gruzji kończąc (czy na pewno?), rodzimy rząd grał na dwie strony. Przed wschodnim sąsiadem zgrywał nieugiętego, lecz otwartego na dialog partnera. Gdy tylko Miedwiediew odwracał zaś wzrok - polska dyplomacja łasiła się do administracji Obamy, sugerując nawet realne zagrożenie militarne (sic!).

Toście się, Panowie, popisali. "Znów jak pies, byłem sam", zdawali się byli nucić po cichu polscy dyplomaci. Jaka z tego lekcja na przyszłość? Panie premierze, panie ministrze: poza dąsami i groźnymi minami przed kamerą, w dyplomacji należy przewidywać ewentualne konsekwencje swoich słów. Zwłaszcza, że nie raz i nie dwa już się przekonaliśmy o krótkiej pamięci Stanów Zjednoczonych i specyfice przyjaźni z nimi.

Z drugiej jednak strony pamiętać należy, że tango z Rosją jest wyjątkowo trudnym tańcem. Niełatwo jest zachować pokerowy wyraz twarzy, gdy w głowie piętrzą się myśli, czy za miesięcy parę będzie czym chałupę ogrzać.

Pozostaje mieć nadzieję, że Miedwiediew w samolocie a Putin w centrum dowodzenia nie czytają jakichś plotek jakiegoś WikiLeaks o jakiejś doktrynie TEGO Sikorskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz