13 stycznia 2011

MAK-abra kadabra

Podany wczoraj do wiadomości raport MAK dotyczący przyczyn katastrofy smoleńskiej wywował burzę. Mówią o nim wszystkie media, nie tylko w Polsce czy Rosji, ale w wielu innych krajach na całym globie. Większość komentatorów uważa, że treść raportu i zawarte w nim konkluzje to nic innego, jak zrzucenie odpowiedzialności za katastrofę na stronę polską. Warto zauważyć jednak, że wnioskowi temu towarzyszy niewyobrażalne oburzenie.

Jest ono tym większe, że Rosjanie odpowiedzialność za katastrofę zamykają w dwóch punktach: osobie pijanego generała Andrzeja Błasika oraz błędach pilotów samolotu. Fakt pisze, że "Rosjanie ukryli prawdę; zwalili (sic!) całą winę na pilota", Rzeczpospolita, w ciut delikatniejszym tonie, insynuuje: "Rosyjska prawda o katastrofie smoleńskiej".

Pomijając czynniki, w które żadna ze stron ingerować nie mogła jak choćby warunki atmosferyczne, powinniśmy przyjąć z co najmniej minimalną pokorą uwagi MAK. Bez popadania ze skrajności w skrajność oczywiście i bez niesprawiedliwego wyżywania się na autorach błędów, ale winniśmy uderzyć się w pierś i w dużej mierze raportu przyznać Rosjanom rację.

Nawet jeżeli rola generała Błasika w tej scenie jest wyolbrzymiona - nie próbujmy mydlić oczu nikomu: w dużym stopniu wina za katastrofę leży po naszej stronie. Czemu prawda tak bardzo w oczy kole?

To nie Rosjanie są odpowiedzialni za nieodpowiednie przygotowanie pilotów; to nie im zarzucić trzeba wywieranie presji; koniec końców - to nie ich należy oskarżać o spowodowanie błędów przez osobę odpowiedzialną za prowadzenie maszyny. Nasze niedociągnięcia nie ograniczają się tylko do dziesiątego kwietnia - dopuszczaliśmy się ich o wiele, wiele wcześniej. I raport, który przez wielu został odebrany jako przeinaczenie, niekiedy jako oszczerstwo, a na pewno za żonglowanie faktami - nie zmieni tego.

Na koniec pozwolę sobie zacytować Azraela, którego cały tekst zresztą polecam każdemu do lektury.

„W tej chwili w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść, zrobić jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie”. Dyrektor Kazana stwierdził, że „Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robić.” To nie jest sygnał, że decyzja o tym, że lądować trzeba, była wyrażona wprost, zanim samolot wystartował z Okęcia. I to nie była decyzja pilota. To właśnie była presja...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz